poniedziałek, 27 września 2010

najdłuższy Bailey's ever...

Zaczęło się niepozornie... chciałam napić się włoskiego Bombardinio... na www znalazłam informację, że znaleźć go mogę w sklepie Balantines'a na Puławskiej. Była 20. Pora w której alkohol najczęściej schodzi z półek. Niestety ... CEDC mnie zawiodło - sklep na 3 spusty była zamknięty. No trudno... Ale już miałam strasznego smaka.. i postanowiłam zastąpić Bombardinio - Advocatem Starotoruńskim firmy Dalkowski - najsmaczniejszego polskiego advocata... Niestety mokotów i sklepy niedaleko Niepodległości, Dąbrowskiego, Łowickiej i Narbutta - nie zamawiają tego trunku...opierają się na śmierdzacym spirycie advocacie z kurczaczkiem. Szkoda. Pan P podsunął mi myśł: kup Bailey'sa... no trudno. OK!

Wyszłam z domu. Wzięłam kartę, psa i telefon + siatkę na psią kupę in case of..kupa! :). Sklep. Nie ma ludzi. Rozmawiam z tatą przez telefon i głośno mówię: TATO>Pani sprzedawczyni:
- Proszę o dowód
- Słucham?! :) Nie mam... czy ja wyglądam na 18 lat?!
- Tak
- Ale ja mam 26!
- Ale bez dowodu Pani nie sprzedam...

Zaciskam zęby. Miał być miły wieczór z Baileysem.. trudno. Wychodzę. Zła. Czy to dlatego, ze mowiłam do ojca na głos TATO? Bo może dorośli tak nie mówią?! Wracam. Miotam się: iść i jej udowodnić i się napić, czy odpuścić i iść spać... Ehhh. Chyba muszę się napić.

Dom. Dowód. Klatka... Dwór, chodnik... ups!

Pani ze złym białym psem. spotykam ją często. Starsza Pani ( jak mi kiedyś wykrzyczała - po 60 - tce)... omija mnie z daleka, jej pies jest agresywny i się rzuca... Kiedyś Pani ubzdurała sobie, że ona mnie ominęła, a ja specjalnie wrociłam i weszłam na nią - chciałabym się podejrzewać o taką złośliwość... no niestety - nie... Soł. Jest Pani i zły pies i jak się w trakcie kótni okazało - kuzynka jej Lucyna. Pani na mnie krzyczy, bo ja znów robie jej na złość. ja jej mówię, że pies groźny, że na szkolenie. Okazało się, że jestem nadętą snobką, która ciekawe za co ma pieniądze aby mieszkać w takim apartamentowcu, mój pies sra na zieleni należącej do spółdzielni, która moją nie jest, jestem nienormalna, chora psychicznie... ble ble ble... trwało to wszystko 15 minut. Dzięki Bogu za kuzynkę Lucynę. Dzięki niej powiedziałyśmy sobie na koniec: Miłej nocy...

Biegiem do sklepu. Za 10 minut zamykają. Przy kasie z alkoholem Pan, no i MOJA Pani sprzedająca. Z daleka macham dowodem. Ale nie zła. Cudownie rozluźniona. Wykrzyczałam wszystko na Panią od złego psa, pogodziłyśmy się - wydaje mi się, że wszystko jest możliwe. Więc amiast tekstu: przyszłam ci suko udowodnić, ja macham dowodem, uśmiecham się i mówię:

- Bardzo mi miło, już dawno nikt nie mówił, że mam 18 lat... ale tak jak mówiłam - mam 26
(Pan obok) - No no, wygląda Pani ladnie i młodo... nie ma co się denerwować ( choć ja się nie denerwuję)
( ja) - Ależ ja się nie denerwuję. Cieszę się. Ale muszę się już napić! Poproszę mojego Baileysa!

Karta. Pin. Butelka. Uśmiech do sprzedawczyni i dobranoc!

Ulica. Blok ( ha.. jak mówi Pani od złego psa - apartamentowiec dla gówna! - ps gówno to ja, mieszkaniec!). 3 piętro. Łóżko. Dr. H sesson 1. Blog. Długi wpis.

Teraz: napiję się.

Ale wcześniej? Gdyby nie Lucyna? Byłoby źle. Nadal bym się złościła na Panią od złego psa... i dostałoby się sprzedawczyni - a to jej obowiązek te dowody przecież...

Dzięki, Lucyna!

non omnis

Czasem dzieje się to przy biurku, czasem jak świeci słońce a ja spaceruje po mokotowie. Zdarza się też jak robię siku, myję naczynia, czy oglądam telewizje. Umie mi się przydażyć jak jestem w sklepie, albo w jakimś hiper mallu, albo jak stoje w korku.

Czasem dopada mnie po prostu wszechogarniające uczucie nieskończonej miłości do Piotrka i ogarnia mnie tak bardzo, że paraliżuje.

Czy w życiu jest tak, że doświadcza się dobrych rzeczy, a potem złych? a jak już człowiek przeżył złe to w nagrodę żyje mu się dobrze? I jak długo to trwa? Czy to chwila  - czy może zawsze już tak będzie? Chciałabym aby trwało wiecznie.

wtorek, 21 września 2010

i...

prócz jesieni... troszkę tęsknię już za pracą. Taką codzienną, fajną, milusią, pozytywną i optymalnie optymistyczną!

chcę już chcę!


ale jeszcze... 2 tygodnie! no... dokładnie... 7 dni roboczych!

no piękną jesień tego roku mamy

jutro wybiorę się na szukanie jej, polowanie słowem zdjęć robienie !

niedziela, 19 września 2010

po weselu - niedziela

Wesele brata w stylu tradycyjno - grójeckim. Dużo rodziny, dużo alkoholu, wodzirej... i ploteczki. Wytrzymałam do 1 - co jak na mnie jest naprawdę niezłym ślubnym rekordem... nie powinno się mnie zapraszać na śluby, albo powinno się kazać mi płacić za talerzyk - bo wychodzę wcześniej. Najchętniej skończyłabym weselne zabawy przed 12 i marnymi oczepinami. A propo oczepin - śmiesznie - bo w zasadzie większość osób była zamężna i zażonata - mój brat mnie wyciągnął do łapania welonu aby sztuczny tłok robić - nie wyglądałam jak osoba chcąca go złapać... Piotrek też wyciągnięty - również nie kwapił się do łapania krawatu...

czy to oznacza, że nasz ewentualny ślub oddala się w czasie?! Wg lokalnych wiejskich przepowiedni - tak. Wg mojego mieszczańskiego przeczucia... nie.

Dziś leżymy, odpoczywamy, męczymy Asapa... wieczorem kolacja z Rudą, Martą i ich plus jedynkami... Nice

czwartek, 16 września 2010

florentyńskie klimaty


Piotr w Brnie... If I only Knew...


Chmurna niedzielna Florencja


Gelato in San Gimignano!

  

A tak...




To akurat samochód Anglików... ale Włosi dość jasno mówią że wzięli ślub.. albo, że biorą... np:




Kupowanie takich samych ubrań obniża koszty prania...


Po drodze...


Każdy robił swoje zdjęcia...



Kolor Toskańskiego nieba.. do zapamiętania na cały rok...

dobry poranek

Zaczęłam używać Maca ... i już się nauczyłam, że alt jest dalej.. i znów usiadłam do PCta i nie wiem jak pisać polskie znaki!! Wrrr... no nic...

Zawiozłam dziś Piotrka na pociąg, poszliśmy na centralny do Coffe H - kupiłam kokosową - jesienną kawę... wróciłam... Poranny ( 7.00!!) spacer z psem, ciepławo, całkiem mili ludzie... spokój. W domu maseczka na włosy i śniadanie... I nie ma ładnej pogody ale całkiem nieźle się trzymam! :)

Teraz chwilowo w pracy, przygotowuję się, zbieram, kumuluję, piszę , rysuję i obliczam :).

Dobry dzień

niedziela, 12 września 2010

Polska

Po dwóch tygodniach intensywnego słońca... razi mnie jego brak. Jest swojsko i u siebie - pies leży znów w nogach, kanapa cudownie wygodna, cisza i spokój w mieszkanku... ale to słońce - naprawdę mi go już brak. Zupełnie inaczej działa się przy błękicie nieba, przy cieplutkim wietrzyku, przy wymuszającym okularów noszenie słońcu... smakuje lepiej wino, płynie łatwiej życie...

Jeszcze 2 tygodnie urlopu i zaczynamy z MondayMorning działać :D  Bardzo się cieszę, bo już troszkę bez pracy mi się nudzi. A inna historia... że przydałyby mi się pieniądze... jakoś nie wierzę, że dostanę ostatnią pensję...