piątek, 30 lipca 2010

piontek

co się dzieje w piątek?

hmmm pracowałam z domu, kupiłam bratu deskorolkę, rozmawiałam ze znajomymi, kupiłam pomidory i ugotowałam sobie bób... nie posprzątałam, nie zatankowałam, nie wykonałam nic więcej w zasadzie.

i dobrze mi z tym.

:) a teraz weekend. przede mną! zaraz! tuż obok! :D

czwartek, 29 lipca 2010

sen i dzień

Nie lubię jak pada i jest zimno, ale tylko wtedy kiedy powinno być ciepło i kiedy jest LATO. A teraz lato jest. Dlatego oczekuję ładnej, słonecznej pięknej pogody... ale najbardziej nie lubię ślubów, które mają być w lato i ma być ciepło a nie jest. W sobotę mamy ślub. Jeśli będę musiała założyć rajstopy to nigdzie nie idę! Na prawdę!! Powiedziałam wczoraj Piotrkowi, że jeśli będę musiałą założyć rajtki, bo będzie zimno, to albo nie idę albo zakładam jeansy... Matka natura i bóg Gensha mnie pokarali...

Piękny kościół, świece, cudowny klimat, ciepło, ok 28 stopni, bajecznie, rodzina, bliscy, wszyscy uśmiechnięci.... a ja? w spodenkach krótkich i bluzie... bo zapomniałam sukienki na ślub, więc mama z mojego samochodu przynosi mi jeansy i do ołtarza tata prowadzi mnie w bluzie i jeansach... kaman! za dużo tego!! :)

Na poprawienie humoru postanowiłam podjechać na Domaniewską do Coffe heaven. Niefartem oczywiście - w zasadzie specjalnie! - zaparkowałam na chodniku. nie było mnie 11 minut! A przy samochodzie Pan mudurowy mnie spisujący! Więc mówię dzień dobry, wykładam bezsensowność sytuacji... a potem płaczę, bo ja tylko chciałam sobie poprawić humor. pan mudurowy niewzruszony...wypisuje... a ja swoje...

Więc przestaje płakać i się złoszczę na cały świat, biorę już za telefon żeby zadzwonić do nowego agencyjnego szefa, że nigdzie nie idę, że pieprzę ten świat...

" Niech Pani stąd spada szybko i gdzie indziej sobie humor poprawia... no już, nie ma Pani..."

No to mnie nie ma. Nie ma też mandatu. Uf. Czy to źle? Nie! świetnie! Humor + 8... ale nie udało mi się bazując na caochingowych doświadczeniach przenieść humoru + 8 na cały dzień... bo po 2 latach pracy okazało się, że w zasadzie mój udział w firmie jest znikomy, że jak już powiedziałam, że odchodzę, to w sumie nie zrobiłam nic :)... więc humor - 11 ... troszkę polepszam go. pracuję....

Piotr mówi... Pass this on, jeb to jeb to... i mówi: tak jest, jak się odchodzi. Że staje się niewidzialnym. Smutne. Inaczej sobie to wyobrażałam. czekam na wieczór. chyba? nie wiem. źle.

A powinno być dobrze!
Bo i Pan Mundurowy, i MM! I Piotr! I wszystko przecież super!  i dzieje się przecież?!?!?! DOBRZE SIĘ DZIEJE.

jak to jest, że jeden głupi osąd zostawia na nas tak głęboki ślad?

sobota, 24 lipca 2010

Jes I ken!

Dorota Z - moja coach. otworzyła mi dziś oczy. Na to co jest, co będzie co powinnam robić i na czym się skupić! I wow! zmieniła mój światopogląd o 180 stopni zupełnie! jestem w innym miejscu, niż byłam. Działam. walczę. Daję czadu

piątek, 23 lipca 2010

śliczne swimmingsjuty!

Marysia, dziewuszka polskiego pochodzenia..projektuje piękne kostiumy! można je obejrzeć wszystkie na jest stronie www : http://www.marysiaswimstore.com/

urocze :D

środa, 21 lipca 2010

nie jestem zbyt radosna dziś

Pokłóciłam się z mamą. To mało sympatyczne, mało miłe. Nie wiem po co się tak stało - chyba po to aby pokazać, że jestem silna i w kaszę dmuchać sobie nie dam. A to głupie - mogłam dać się jej wyżalić, wypłakać... a ja nie. Chciałam postawić na swoim. Więc postawiłam. Oddałam zaległe pieniądze, które mi wypomniała. I słusznie. Nigdy nie powinnam była się zgadzać, żeby coś dla mnie kupowała o dużej wartości. Mam za swoje i swoją nauczkę. I dobrze. Zasłużyłam. Oddam resztę. wyczyszczę zaległości. Umówię się na zimne wizyty z bratem. Tyle. Smutno mi.

niedziela, 18 lipca 2010

Mazury

Nigdy za nimi nie przepadałam... Powód? Mnóstwo!
- komary
- niezliczone rzesze komarów
- słabe jedzenie
- jedzenie na papierowych/ plastikowych w lepszym wydaniu talerzach PLASTIKOWYMI sztućcami...
- PRLowskie tapczany
- słabe łazienki
- słabe restauracje/ w zasadzie brak restauracji - ale za to bary Grzybki i u Kazia
- dużo ludzi nad jeziorem = niemoc w leżeniu nad jeziorem
- zawalone molo, tak, że nie da się wejść...
- nie da się płacić kartą
- w pokoju nie ma moskitiery o klimie nie wspomnę
- z reguły pies = DUŻY problem... jeśli można go wziąć, a to często niemożliwe...

Tak było do wczoraj, póki nie odkryłam magicznego miejsca... który jest idealny dla mieszczucha...
- można płacić kartą
- są komary i gzy ( wrrr)
- jest restauracja i serwują w niej jedzenie na porcelanowych talerzach
- jest klimatyzacja w pokoju, ba! masz taras, prawie prywatne wyjście na małe prywatne molo, mały ogródeczek masz.. masz stoliki, leżaczki... mikro Francję w pokoju
- SPA
- można przywieźć dużego psa
- czyte jeziora
- prywatne molo
- hamakowe miejsca do leżenia w hamaku!

Nie jestem burżujem, typowym mieszczuchem. Ale z wiekiem nabieram przekonania, że spanie w wilgotnej pościeli, na łóżku w którym czuję każdą sprężynę na sobie -to nie jest to co Tygryski po całym dniu pracy kochają robić... I naprawdę potrzebuję się zrelaksować, poczuć dobrze... lepiej niż w domu. Więc sobie dogadzam. i bardzo dobrze mi z tym!

niedziela, 11 lipca 2010

parapetówka- przygotowanie

czasem obraz mówi więcej niż słowo...


i przepyszne dzieła Piotrka... mmmm zielonkawe- pasta z rukoli, bazylii i orzeszków pistacjowych.. a brunatna: orzeszki włoskie i coś :) składnik X


środa, 7 lipca 2010

Pola doesn't share food!

Tak jak Joey

Dzięki Piotrkowi to chyba jeden z moich ulubionych fragmentów! :)

kaman ołwer

no i co? na spacer idę z psem!

co dzieje sie?

Horoskopy ze zmianami szaleją i wariują. W pracy? Ciśnienie zmiany jest niesamowicie wielkie i mocne... co się dzieje?Karuzela...

Ale decyzje są już podjęte.

Nowe cele zawodowe
Pani coach która stara się zrobić ze mną porządek
Nowe możliwości
Nowe podejście do codzienności...

A jeśli chodzi o Panią coach - to niestety... uświadomiła mi, że duża część mojej pracy to będzie pozbycie się lęku.  A takowy mam, chowam i pielęgnuje - nie przydaje mi się on zupełnie... ale jestem go świadoma! I jeszcze jedno: ponoć jak ludzie pozbędą się lęku - zmienia się wszystko. Centralnie. Nie tak, że troszkę się zmienia, częściowo, kilka małych rzeczy. Oficjalne porównanie: z lęk jest jak grawitacja, przyciąga Cię do ziemi... bez lęku zostajesz wystrzelony na orbitę i zmieniasz pogląd na to, co Cię otacza. Z jednej strony chcę, a z drugiej - boję się. Co się zmieni? Co się nie zmieni?

może nic ? a może wszystko ( i po cichu liczę na to aby zmieniło się wiele wiele rzeczy... ale nie moja miłość do Piotrka..)