piątek, 31 grudnia 2010

sylwester



A ja upiekłam pyszne serniczki ( mam nadzieję, że pyszne!) dla Piotrka i dla mnie.. na nowy rok! Piję winko, spokojnie :)
Pierwszy sylwester w domu, bez sylwestrowej spinki :) i sylwestrowej imprezki :D ufff!!

serdeczne

życzenia na 2011

środa, 29 grudnia 2010

dziwne

Między Świętami a Sylwestrem zazwyczaj wiele firm nie pracuje... pracownicy leniuszkują... odpoczywają, wyjeżdżają na Sylwestrowe podboje... odreagowują Święta i gubią kilogramy... Ja zazwyczaj też. W tym roku pracuję, więc nastrój Świąt szybko mi minął, za szybko. Troszkę tęsknię za choinką, całym osprzętem świątecznym... jestem na diecie więc wielu uroków życia sama się pozbawiłam. No i niszczę tłuszcz, zamieniając go na mięśnie - ponoć! Zobaczymy :)

Od wczoraj mam też przewlekły i ostry PMS... i naprawdę czekam na okres już... gdyż poziom furii we mnie osiągnął ZE NIT!

Zaraz wracam do domu z pracy... co mnie cieszy :) bo pojeżdżę w domku na rowerku... GODZINE! HORROR!

shalom

poniedziałek, 27 grudnia 2010

mish mash

 Bardzo przepięknie zapakowany prezent :D podobał mi się tak bardzo, że miałam opór w rozbieraniu go do golasa... :)
A do starego czarnego świniaka dołączyły dwie małe okrąglutkie świnki! :D



Świąteczny Asap! Zmęczony choinką, zamieszaniem!

A to... moje dzieła ( no i mojego brata!) - po lewej cistaeczka kruche mniam... a po prawej... WYPAS! Coś co moim Wigilijnym gościom zrobiło super dobrze.. a co robi się super szybko i łatwo... Tarta z orzechami z WhitePlate


Nasz oczojemny obrus w pełnej krasie!
I renifero -łosie... którym w trakcie Wigilii odpadały nóżki - ba! Mojemu ktoś odłamał nogi, zjadł i zostawił korpus... ehhh :)

czwartek, 23 grudnia 2010

byłam chora

a pies ze mną leżał...


a jak wyzdrowiałam przymusowo w środę...

to...


upiekliśmy ciastka... mmmm wg najlepszego na świecie przepisu :)


środa, 15 grudnia 2010

status zimowy

Zima w pełni nie daje mi o sobie zapomnieć. Na balkonie - świąteczne lampki. W przedpokoju - świąteczna, pachnąca ale nie ubrana choinka. Na zwenątrz tony śniegu, pies zakochany i pływający w nim...

Nie mogę otworzyć wina niestety - bo mam coś z palcem ( no dobra - dokładnie to mam pękniętą torebkę stawową...) i boli. Więc na trzeźwo patrząc - jestem trzeżwa, zjadłam żurawinke na koacje i ide spać. No dobrze- kłamię, nie idę. Oglądam jeszcze jakieś pierdółki (house) i myślę o dupie marynie. Palce boli. Chce się zrelaksować i wyspać, po ostatnim przetargu - troszkię nie dosypiam...

Czy już wspomniałam, że Piotrka nie ma? Nie ma go... jest w Puławach, wraca jutro.

Z cyklu osiągnięcia: jako tako już na macu się poruszam... ale JAKO tako.

Czekam na Wigilię i firmową i domową. mrauuuu :D uwielbiam święta, atmosfere, jedzenie i prezenty - tak, tak - lubię prezenty! Jestem pazera.
I co z tego? No co...

wtorek, 14 grudnia 2010

sobota, 11 grudnia 2010

domowo i świątecznie...

Domowo było z rana... bo Piotr postanowił z Asapa zrobić pełnoprawnego członka rodziny...



Nie podawajcie nas do animalsów... Asap siedział w niej max 2,5 minuty :)

Świąteczny nastrój zaczął się później... Pojechaliśmy po kontakt na taras... ale korki do CH spowodowały, że zaczęliśmy troszkę bezcelowo jeździć po mieście. Wróciliśmy do domu, wjechalismy... w garażu... zgłodnieliśmy! Więc wyruszyliśmy na miasto. Najpierw do nowego miejsca ( restauracji) Sonii Bohosiewicz- Sushi Bu... ale okazało się na miejscu, że Piotrek nie w takim miejscu wyobrażał sobie lunch :).. więc stanęło na ŻuŻu! Był tam kiermasz świąteczny, degustacje..ale dostaliśmy stolik :D Pierwsze danie - strzał w dziesiątkę - niezmiszczalny krem pomidorowy! Drugie.. hmmm Piotr zamówił makaron z polędwiczkami wieprzowymi..dostał kurczaka :)  Ja zamówiłam creme brule ( moje idealne drugie danie!) ale dostałam... creme brule ze zważoną śmietaną :( BUUUUUU... Właściciel jak zawsze - na wyskości zadania! nie dośc , że za obydwa nietrafione drugie dania nie zapłacilismy, to jeszcze kupilismy ponoć świetne Chilijskie, ale robione we Francuzkim stylu przez Francuza wino... za 30 zł z groszami! Więc suma sumarum wyszliśmy syci ( choć Piotrek dopchał się chipsami z pieca :)  w domu...) i zadowoleni...

a  po powrocie...

zrobilismy sobie święta w domu:


.. i zajęliśmy się pisaniem nowego bloga: http://wineism.blogspot.com/ w całości winnego :D

Za oknem już nie śnieży... a my zabieramy się za planowanie przyszłości... nie... nie robimy potomka.

czwartek, 9 grudnia 2010

wina

fotografujemy i opisujemy wina, które wypilismy... opisujemy je językiem prostym i nie skomplikowanym... co potem? wrzucimy to na bloga, aby żył swoim życiem i aby inni mogli wyciągać wnioski i nie kupować takiego wina, jak my dziś pijemy - obiecuję, że w jego opisie znajdzie się: po otwarciu śmierdzi szmatą!

I oglądam SATC znów. Dobrze mi. Piotrek ma wychodne....

poniedziałek, 6 grudnia 2010

niedziela, 5 grudnia 2010

impresje24.pl ...rewelacja

znaleziony przez przypadek... piękne mebelki :D








winter proof

Limoneta

Zagościła w moim domu. Ma przypominać o tym, że najlepsze cytryny są na południowym-zachodzie Włoch... O tym, że życie jest piękne i usłane rózami ( cytrusami w tym przypadku), że trzeba o nie dbać aby owocowało...

Limoneta ma jedno dziecko..zielone i koślawe - póki co...ale ma mnóstwo małych pączków, które mam nadzieje rozwiną się zanim ususzę ją na wiór...

Proszę Państwa... oto ona... jedyna i niepowtarzalna...


a w tle: mój dom murem podzielony... podzielone murem schody...po lewej stronie łazienka, po prawej kuchenka. moje ciało murem podzielone. 10 palców na lewą stronę, drugie 10 na prawą stronę... Moja ulica murem podzielona...Moja ulica murem podzielona... Lewa strona nigdy się nie budzi, prawa strona nigdy nie zasypia...

Zawsze mam dreszcze na tej piosence. nawet gdybym bardzo nie chciała i tak mam..zwłaszcza jak Kazimierz zaczyna coraz głośniej i mocniej.. brrr...

Na dworze śnieg. W domu ciepło i Kazimierz... Piotrek w Puławach na imieninach mamy, Limoneta przy łóżku, pies w nogach. Obraz sielskości idealnej.... Która boi się otworzyć maila i przeczytać uwag Klienta...
co dalej?

poniedziałek, 29 listopada 2010

śnieeeeg!!

jest pięknie, biało, Asap przeszczęsliwy...
samochody nie jeżdżą, można śmiało przejść wolno przez ulice omijając pasy... mmmm :)

sobota, 27 listopada 2010

poranek

Piotrek odwieziony do szkoły, pies wybiegany na spacerze... na sniadanko placuszki owsiane z miodem... prysznic pachniał rano jeszcze Piotrkowym ogórkowym żelem... czuję się swojo, na miejscu, akurat.

Dziś wieczór z mamą, kino? Wczoraj wieczór z Wiktorem... mmmmm doooobrze... :) i pozytywnie!

aa...

kończę kupować prezenty świąteczne... wolę teraz..później jest jakieś szaleństwo!

niedziela, 21 listopada 2010

sobota, 20 listopada 2010

warszawa, slodka warszawa!



sobota, ulica Jasna? :D 
kocham to miasto..

piątek, 19 listopada 2010

EPL

Eat Pray Love

można wiele wypowiadać się nt słuszności lub niesłuszności powstania filmu na podstawie tej książki... można mieć odrębne zdanie nt słuszności powstawania tej książki...

ale jednemu nie można zaprzeczyć - w tej książce/ filmie jest wiele mądrych rad, radeczek i porad, madrości życiowych i słownikowych.

mi najbardziej podoba się definicja osoby/ miejsca za pomocą jednego słowa.

Gdy jeden z Włochów ( albo ta dziewczyna z Norwegii?? ) pyta Liz jakim słowem mogłaby siebie określić, ta odpowiada..." hmm chyba mogłabym się określić jako osoba która szuka swojego słowa".

Czasem tak mam, że daję się definiować przez chwile, które mnie dotyczą... przez momenty w których się znajduję, przez sytuacje i przez innych ludzi. Dziś określa mnie praca, natłok wydarzeń, brak czasu wolnego ostatnimi dniami...

Moje słowo na dziś: zmęczona.

i smutno mi z tego powodu niezmiernie - bo nie mam siły na jakiekolwiek aktywności, na życie, na siłownię, na rozmowę...

smutny post. smutny dzień.

niedziela, 7 listopada 2010

pierwszy spacer kaloszków

Kalosze kojarzą mi się z latami osiemdziesiątymi, z tym jak byłam dzieckiem i z tym jaką frajdę sprawiało chodzenie po kałużach, które dorośli skrzętnie omijali... Kalosze ponownie odkryłam rok temu, na jesień.. kiedy wszystkie moje buty nie dawały radę na spacerach z pse, w deszczu, śniegu... Kupione na allegro służą mi do dziś. W piątek dostałam nowe kaloszki. Od Piotrka, kupione na specjalne moje życzenie... pierwsze zakochanie w nich miałam w Krakowie, w jakimś sklepie z modą dla starszej pani...

Oto są, dziś świeżo rozdziewiczone na spacerze... kaloszki:

czwartek, 4 listopada 2010

naprawdę

lubię ten czas tylko dla siebie... po chwilowym ataku nagłego częstoskurczu... leżę w łóżku, pies śpi...ogień się pali. Czekamy na Piotrka aż wróci z siłowni.... mmmm błogość...


wada

życie z wadą układu krążeniowego nie jest łatwe... pije wino, zjadlam orzeszki i mam atak częstoskurczu... smutno.

czekam aż minie...

Piotr na siłowni.

wtorek, 2 listopada 2010

you need to have

big, gold balls!



just like my pig!

poniedziałek, 1 listopada 2010

samomotywacja?

Chodzę do coacha. Nie ma się czego wstydzić, ale nie byłam w stanie wykonać ostatniej pracy domowej. Polegała ona na przeformatowaniu moich przekonań na takie, które będą mnie wspierały a nie tak jak teraz- zagrażały mi, mojemu życiu i samopoczuciu...

Pomogły mi obrazy, które znalazłam na stronie http://www.20x200.com. Ok. brzmi to banalnie...ale naprawdę...




Od jutra... walczę ze swoimi słabościami. I postaram się zmienić moje złe przekonania. AMEN!

niedziela, 31 października 2010

nie mam roweru...




Bardzo mi się podoba praca i pomysły niejakiego Juri'ego Zaech'sa ...  :D Ciekawe jak wyglądałby taki rower - POLA :D

piątek, 29 października 2010

biżuteria

TAKIEJ BIŻUTERII U NAS NI MA>>> C U D O

plan B

po wielu latach? miesiącach? powrót do aktivistowskich korzeni...  impreza pewnej łyski

                                Mój Pioruś i całkiem trzeźwy Dominik
                                        
                                                                 Dominik aka Loczek

                                 Grał pewien zespół, którego nazwy nie pamiętam, ale zdobywam ją!
                                                                i szok i zgon
Trójka muszkieterów/ drombo... od lewej na górze D, P i ja...P :D

                                                                    Iść spać?

Idę...

poniedziałek, 25 października 2010

lomilomi

Mialam opisac co mi sie przydazylo podczas masazu Lomi Lomi.. ale zupelnie dzis mi sie nie chce...

piątek, 22 października 2010

I feel like I wanna be

Znajomy na FB... wrzucił.. a ja nie mogę si powstrzymać co by nie skopiować.. kocham To! Kojarzy mi się z daaawnym wypadem do Wrocławia, z uczuciem zakochania i radością...

da dam: cassius... :)

...

inside You... when the sun goes down

Pan tu nie stał





Sklep internetowy www.pantuniestal.com - aforyzm, na każy dzień, koszulka na każdą okazję... Czar dzieciństwa, ale koszulkę Miss Turnusu.. muszę mieć!

Zmywarka zmywa... a ja na kanapie..odpoczywam - zgodnie z hasłem!

Mokotów

Lubie mieszkać tu, gdzie mieszkam. W tym bloku, z tymi ludźmi. Lubię mijać co rano Pana - jak go nazwać? - na recepcji, lubię codziennie rozmawiać z Panią sprzątającą. Cieszy mnie jak przed wejściem do bloku ochrona rozmawia z dziećmi, babciami, mamami. "Dzień dobry!""Jaki piękny dzień, prawda?" " O.. już Pani na spacer idzie?!" " Cześć psinko, na spacerek idziesz z Panią?"" Jak spacer?" " O i zakupy były...".... Powoduje to że czuję się jak u siebie :). I choć czasem troszkę drętwieje wchodząc do bloku.. bo jest tak.. hotelowo... to naprawdę mi tu dobrze.

wtorek, 19 października 2010

w piżamie

W tej nowej, z Krakowa, ze sklepu Queidkeflekf jako tam!  W bluzie, bez elektrod... niestety bez wina, ale z psem ( chodź niestety puszczającego aktualnie bąki okropne...) w ciszy i spokoju. To sem ja!

czlowiek elektroda


to ja. robią mi ekg :) w sensie holter

poniedziałek, 18 października 2010

kid rock

cos o nim slyszalam...

ale dzis pierwszy raz ogladam jego koncert - piosenka Bawitdaba jest kozakiem... nie tylko ze wzgledu na swoja nazwe...

znow pisze z maca i znow ciezko mi robic polskie litery... wybaczmy sobie nawzajem!

normalnie o tej porze...

czy moze byc cos bardziej dziwnego niz ogladanie na wspolnej po pracy? Watpie w to szczerze! :) wrocilam.. elektrody badaja moje serce... i ogladam na wspolnej..

o narzeczony na skajpie sie do mnie odezwal..


ciao...

piątek, 15 października 2010

Kraków

Październikowy, ale udający listopadowy - słowem słońca brak. Jest raczej zimniej niż cieplej, ale canone w dłoń + kawa i daje radę! Porzuciliśmy Asapa w wynajętym mieszkaniu a asami uczestniczymy w konferencji TEDx. Dużo ludzi, ciekawych historii, troszkę pracy i dużo śmiechu ( niestety głównie mojego) z sowy - transformera. Piotrek nie podziela mojego do-łez-śmiechu - zupełnie nie wiem czemu, gdyż sowa to jedna z bardziej śmiesznych rzeczy jakie udało mi się widzieć ostatnio.

Więc Kraków i krakowskie zwyczaje! Stare kamienice ( czemu, czemu Warszawa musiała być zniszczona?!?!? wrrr) z pięknymi zdobieniami, starzy ludzie i mnóstwo małych sklepików. Mam wrażenie, że w Warszawie drobne sklepikarstwo zamiera zupełnie, w odróżnieniu do Krakowa, gdzie na każdym rogu jest mały sklep z czymś! Z czym? Strojenie skrzypiec, fortepianów, suknie ślubne, sklepy z pierdołami, czapki, czapeczki co 90 metrów piekarnio- cukiernia,( ??!) z rzadka sklepy sklep spożywczy, częściej monopolowy... Największe zaskoczenie zaskoczyło mnie dziś rano ( choć to nie mój pierwszy raz w grodzie Kraka i już kiedyś się dziwiłam z tego powodu...) - otóż wszelaka zieleń, trawniczek, drzewko - są ogrodzone. Asap aby załatwić swoje niezbędne potrzeby skacze do małych ogródków i wyskakuje z nich na przemian. Po 400 metrach takich skoków przez płotki znaleźliśmy należyty teren niczym nieskażonej zieleni... Szok! Co więcej... bardzo wielu ludzi patrzyło na mnie, spacerującą z psem - ze zdziwieniem. Czyżby posiadanie psa w Krakowie było aż tak trudne, że w efekcie - rzadkie? Chyba tak. Póki co nie spotkałam jeszcze nikogo z psem na spacerze... ale jak spotkam - uśmiechnę się szczerze ze zrozumieniem...

Wracam do wykładów. Pani mówi całkiem ciekawie o Cieszynie - gdzie nota bene - nigdy mnie nie było...

TFU! BYŁAM! Nie raz i nie dwa! Ale zawsze przejazdem do Czeskiego Cieszyna w celu osiągnięcia TOSKANI jako finalnej destynacji.. więc nie wiem nic o Cieszynie... STOP. Musze posłuchać!

piątek, 8 października 2010

wieczorową porą

lubię taką jesień...

pracuje

nad sobą.

ponoć mam jakąś wartość - wartościowa jestem?

ponoć nie jest tak, że nie umiem nic...

ponoć jestem jednak Kimś przez duże k...

wtorek, 5 października 2010

inspirational spicz

na zielonej kanapie pomogło mi! szczerze polecam!!

poniedziałek, 4 października 2010

dzień zły bardzo

Ostatnio mi się to nie zdarza, ale dziś się zdarzyło...

Mimo wygranego przetargu, mimo pięknej pogody, dobrej atmosfery i nowego włosów koloru. Zły dzień. Nie do końca wiem, czy jest spowodowany globanym dołem - bo jesień i zima idą - czy po prostu karmicznym zbiegiem okoliczności.

Na brejnstormie byłam nieefektywna, nie miła. Wszystko mi nie pasowało. Wszystko było nie tak jak trzeba... Wydawało mi się, że ma być innaczej, po Polusiowemu - ale jak? Nie wiem! Brak konstruktywnej krytyki z mej własnej strony uświadomił mnie tylko w tym... że niestety jestem cieniasem. I że mam zły dzień. To doprowadzłio do doła tak wielkiego, że nagle - zaczęłam otwarcie wątpić w siebie, we własne jestestwo, umiejętności...

Leżę w łóżku. Powinnam się cieszyć, świętować, opijać i w radosnym nastroju patrzeć w przyszłość... ( że już nie wspomnę o szukaniu referencji do kreacji..) no to jednak mam dół. Nie mogę pić. Nie mogę jeść słodyczy...

nie wiem kompletnie co robić.

piątek, 1 października 2010

poniedziałek, 27 września 2010

najdłuższy Bailey's ever...

Zaczęło się niepozornie... chciałam napić się włoskiego Bombardinio... na www znalazłam informację, że znaleźć go mogę w sklepie Balantines'a na Puławskiej. Była 20. Pora w której alkohol najczęściej schodzi z półek. Niestety ... CEDC mnie zawiodło - sklep na 3 spusty była zamknięty. No trudno... Ale już miałam strasznego smaka.. i postanowiłam zastąpić Bombardinio - Advocatem Starotoruńskim firmy Dalkowski - najsmaczniejszego polskiego advocata... Niestety mokotów i sklepy niedaleko Niepodległości, Dąbrowskiego, Łowickiej i Narbutta - nie zamawiają tego trunku...opierają się na śmierdzacym spirycie advocacie z kurczaczkiem. Szkoda. Pan P podsunął mi myśł: kup Bailey'sa... no trudno. OK!

Wyszłam z domu. Wzięłam kartę, psa i telefon + siatkę na psią kupę in case of..kupa! :). Sklep. Nie ma ludzi. Rozmawiam z tatą przez telefon i głośno mówię: TATO>Pani sprzedawczyni:
- Proszę o dowód
- Słucham?! :) Nie mam... czy ja wyglądam na 18 lat?!
- Tak
- Ale ja mam 26!
- Ale bez dowodu Pani nie sprzedam...

Zaciskam zęby. Miał być miły wieczór z Baileysem.. trudno. Wychodzę. Zła. Czy to dlatego, ze mowiłam do ojca na głos TATO? Bo może dorośli tak nie mówią?! Wracam. Miotam się: iść i jej udowodnić i się napić, czy odpuścić i iść spać... Ehhh. Chyba muszę się napić.

Dom. Dowód. Klatka... Dwór, chodnik... ups!

Pani ze złym białym psem. spotykam ją często. Starsza Pani ( jak mi kiedyś wykrzyczała - po 60 - tce)... omija mnie z daleka, jej pies jest agresywny i się rzuca... Kiedyś Pani ubzdurała sobie, że ona mnie ominęła, a ja specjalnie wrociłam i weszłam na nią - chciałabym się podejrzewać o taką złośliwość... no niestety - nie... Soł. Jest Pani i zły pies i jak się w trakcie kótni okazało - kuzynka jej Lucyna. Pani na mnie krzyczy, bo ja znów robie jej na złość. ja jej mówię, że pies groźny, że na szkolenie. Okazało się, że jestem nadętą snobką, która ciekawe za co ma pieniądze aby mieszkać w takim apartamentowcu, mój pies sra na zieleni należącej do spółdzielni, która moją nie jest, jestem nienormalna, chora psychicznie... ble ble ble... trwało to wszystko 15 minut. Dzięki Bogu za kuzynkę Lucynę. Dzięki niej powiedziałyśmy sobie na koniec: Miłej nocy...

Biegiem do sklepu. Za 10 minut zamykają. Przy kasie z alkoholem Pan, no i MOJA Pani sprzedająca. Z daleka macham dowodem. Ale nie zła. Cudownie rozluźniona. Wykrzyczałam wszystko na Panią od złego psa, pogodziłyśmy się - wydaje mi się, że wszystko jest możliwe. Więc amiast tekstu: przyszłam ci suko udowodnić, ja macham dowodem, uśmiecham się i mówię:

- Bardzo mi miło, już dawno nikt nie mówił, że mam 18 lat... ale tak jak mówiłam - mam 26
(Pan obok) - No no, wygląda Pani ladnie i młodo... nie ma co się denerwować ( choć ja się nie denerwuję)
( ja) - Ależ ja się nie denerwuję. Cieszę się. Ale muszę się już napić! Poproszę mojego Baileysa!

Karta. Pin. Butelka. Uśmiech do sprzedawczyni i dobranoc!

Ulica. Blok ( ha.. jak mówi Pani od złego psa - apartamentowiec dla gówna! - ps gówno to ja, mieszkaniec!). 3 piętro. Łóżko. Dr. H sesson 1. Blog. Długi wpis.

Teraz: napiję się.

Ale wcześniej? Gdyby nie Lucyna? Byłoby źle. Nadal bym się złościła na Panią od złego psa... i dostałoby się sprzedawczyni - a to jej obowiązek te dowody przecież...

Dzięki, Lucyna!

non omnis

Czasem dzieje się to przy biurku, czasem jak świeci słońce a ja spaceruje po mokotowie. Zdarza się też jak robię siku, myję naczynia, czy oglądam telewizje. Umie mi się przydażyć jak jestem w sklepie, albo w jakimś hiper mallu, albo jak stoje w korku.

Czasem dopada mnie po prostu wszechogarniające uczucie nieskończonej miłości do Piotrka i ogarnia mnie tak bardzo, że paraliżuje.

Czy w życiu jest tak, że doświadcza się dobrych rzeczy, a potem złych? a jak już człowiek przeżył złe to w nagrodę żyje mu się dobrze? I jak długo to trwa? Czy to chwila  - czy może zawsze już tak będzie? Chciałabym aby trwało wiecznie.

wtorek, 21 września 2010

i...

prócz jesieni... troszkę tęsknię już za pracą. Taką codzienną, fajną, milusią, pozytywną i optymalnie optymistyczną!

chcę już chcę!


ale jeszcze... 2 tygodnie! no... dokładnie... 7 dni roboczych!

no piękną jesień tego roku mamy

jutro wybiorę się na szukanie jej, polowanie słowem zdjęć robienie !

niedziela, 19 września 2010

po weselu - niedziela

Wesele brata w stylu tradycyjno - grójeckim. Dużo rodziny, dużo alkoholu, wodzirej... i ploteczki. Wytrzymałam do 1 - co jak na mnie jest naprawdę niezłym ślubnym rekordem... nie powinno się mnie zapraszać na śluby, albo powinno się kazać mi płacić za talerzyk - bo wychodzę wcześniej. Najchętniej skończyłabym weselne zabawy przed 12 i marnymi oczepinami. A propo oczepin - śmiesznie - bo w zasadzie większość osób była zamężna i zażonata - mój brat mnie wyciągnął do łapania welonu aby sztuczny tłok robić - nie wyglądałam jak osoba chcąca go złapać... Piotrek też wyciągnięty - również nie kwapił się do łapania krawatu...

czy to oznacza, że nasz ewentualny ślub oddala się w czasie?! Wg lokalnych wiejskich przepowiedni - tak. Wg mojego mieszczańskiego przeczucia... nie.

Dziś leżymy, odpoczywamy, męczymy Asapa... wieczorem kolacja z Rudą, Martą i ich plus jedynkami... Nice

czwartek, 16 września 2010

florentyńskie klimaty


Piotr w Brnie... If I only Knew...


Chmurna niedzielna Florencja


Gelato in San Gimignano!

  

A tak...




To akurat samochód Anglików... ale Włosi dość jasno mówią że wzięli ślub.. albo, że biorą... np:




Kupowanie takich samych ubrań obniża koszty prania...


Po drodze...


Każdy robił swoje zdjęcia...



Kolor Toskańskiego nieba.. do zapamiętania na cały rok...