niedziela, 21 sierpnia 2011

zmiany, zmiany ZMIANY!

Wielkie i większe- takie co to są zmianami w stylu: forever & ever i takie, które praktycznie w moim życiu nie zmienią nic... ale są :).

Wczoraj podczas rozmowy ze znajomymi, powiedziałam, że w moim życiu rzadko dzieje się coś spektakularnego i moja znajoma powiedziała, hej, stop: w moim dzieją się takie rzeczy... uparcie upierałam się, że w moim nie... Po prostu nie zauważamy tych małych fajnych rzeczy, czekam na te spektakularne i wbijające w ziemię? Nie wiem czy tak mi łatwiej żyć, czy nie, ale jednak tak funkcjonuję. Jest to element do przemyślenia...

Dziś popołudniu... Zwiedzanie Mokotowskiej :)


Naprawdę fajny mural :). Byłam z Asapem więc obwąchał graficznego kolegę od łąp do pyska.. NIE OBSIKAŁ - Asap jest dżentelmenem :)


Bardzo mi się podobał ten kardigan... pewnie jest diabelnie drogi- ale naprawdę super! Podoba mi sie i kolor i kształt... mmmm :D


No i logo! Sklep alewino był zamknięty, ale logo- szalone... chciałabym popracować nad logiem Mondaya aby było lżejsze, może podobne? :D strasznie fajny koncept :D


Nic dodać... nic ująć :D

niedziela, 14 sierpnia 2011

?

Upiec, coś? Nie upiec?? wyjść, zjeść, pospacerować? Nie robić nic? Moje ciało pozbywa się napięcia, zmęczenia poprzez uprzykrzający mi życie intensywny ból. Nie lubię taka być - obolała, zmęczona, nie mająca siły i niechętna. Mam wrażenie, że życie mi ucieka między palcami, stracony czas nigdy nie wróci...  Trzeba się ruszyć i zmotywowac, choć boli wszystko - drugi dzień leżenia w łóżku nic nie pomoże mi już... Szkoda straszna, bo miał to byc rekalsu pełny weekend. Cóż... być może spacer, spotkanie z Agą i może upieczenie ciasta poprawi mi humor? :) Proszę... bardzo proszę ;)

piątek, 5 sierpnia 2011

biuro


Tak wygląda porzadek wg Pani Basi, która robi nam porządki w biurze...



A tak wygląda codzienna rzeczywistość w agencji reklamowej w której są zwierzęta... Suri prawie w laptopie, Asap plączący się dookoła...

Mimo tego, że to był emocjonalnie ciężki dzień, to był tez dobry dzień... :)

czwartek, 4 sierpnia 2011

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

wspomnienia minionego weekendu


To był dobry, intesywny weekend. Za mocno alkoholowy, ale jednak potrzebny. Nakarmiłam swój organizm junk foodem i bardzo szybko dostałam reakcję zwrotną- " nie możesz mnie czymś takim karmić" - skończyło się na skurczach i boleściach. Na codzień nie zdaję sobie sprawy jak bardzo wrażliwe jest moje ciało, że to ono - ta fabryka energii, chemicznych składników - mnie prowadzi na codzień, że to ono finalnie stawia mnie  z łóżka na nogi... I mam silne przeświadczenie, że to nie jest ok, karmić tą moją fabrykę szitem...  Z alkoholem też pewnie nie jest lepiej - ale ciężko mi się przestawić na nie - degustowanie ( ok..picie!)... wieczorem lampka wina działa na mnie rozluźniająco, kojąco i naprawdę zbawiennie - mam wrażenie...

missing Rome...