Ale jaki ślub w zasadzie? Od czasu kiedy się zaręczyliśmy ( jej... jak to brzmi...) tak naprawdę ani razu nie rozmawialiśmy o ślubie - prócz mojego buntu pod tytułem: nie chcę brać ślubu kościelnego!. Więc nie wiem jaki ślub? Czy ślub? Czy jest o czym pisać, mówić? Jest dobrze tak jak jest, nie mam potrzeby przysięgania przed znajomymi, utwierdzania rodziny w przekonaniu, że TO JEST TO. TO JEST TO i ja to wiem, wiedziałam to od lat, nawet będąc w innym związku. Co będzie to będzie. Kiedy będzie, wtedy będzie. Zapewne będzie... no ale może i nie będzie!
Kościelny poranek tłukł się ze mną jeszcze chwile... póki nie dostałam porannej pigułki i nie zaczął się cykl odliczania 30 minut do śniadania. Jestem w tak dziwnym momencie życia, że dopadły mnie najróżniejsze choroby - albo dolegliwości nazywając to łagodniej. Jestem pred zakupieniem dyspensera do tabletek. Niejest mi potrzebny? JEST!
Przed śniadaniem : 1 tabletka na tarczyce
Po śniadaniu : 1 tabletka która ma zapobiec bolesnej macicy ( czytać brak PMS)
W ciągu dnia, ale przed południem: Zynk, witamina B2, PP, antybiotyk na skórę ( tak, łyam antybiotyk na skórę - przez miesiąc czasu..tylko dlatego, że odstawiłam antykoncepty...jak widać chęć posiadania dzieci i bycia zdrowym trzeba przypłacić czymś innym...)
Po południu: tabletka na macice
Wieczorem: witaminy + antybiotyk ( FAK! Mam go brać przez miesiąc czasu!!)
Tabletkowy dzień zaczyna się u mnie naprawdę wcześnie... no cóż. Jestem w stanie chwilowo to zaakceptować.
Mięliśmy jechać do Puław, odwiedzić rodziców Piotrka i mojego nowego endokrynologa- tak, znów lekarz...wrrr... Ale napadało śniegu i zostaliśmy w domu, czyt. w Warszawie. Pojechaliśmy do Empiku kupić książkę o pieczeniu ciast, ciasteczek...ale wszystko było rozczarowujące... W american bookstore trafiłam na Rachel Alen "Bake" I kupiłam... Nie mogłam się oprzeć i niedawno upiekłam jabłka pieczone, pdo kruszonką owsiano- cynamonową...mmm pyszność! Naprawdę mi smakowały, a kuchnia... pachniałam najpiękniej na świecie!!
Muszę zakupić różne nowe formy, foremki, packi, pasuszenki do ulepszenia moich zdolności piekarniczych :D
Pieczenie przydażyło mi się wieczorem, a w ciągu dnia poszliśmy z Piotrkiem i Asapem na Pola Mokotowskie na spacer... Piękny śnieg, dużo ludzi z psami. Asap dołączył do hordy psów, i momentami było ich w stadzie ok 12 ... biegały, podgryzały się, zabierały sobie patyki...sporo śmiechu i zabawy!
I znaleźliśmy... hmmm może raczej natrafiliśmy na BARDZO FAJNĄ AKCJĘ...
Domyślamy się, że chorągiewki były powtykane w realne psie kupy, które zasypał śnieg... ale idea - SUPER! Wkurza mnie jak ludzie nie sprzątają po swoich psach! To naprawdę nie fair. Ja sprzątam zawsze - prócz sytuacji kiedy Asap ma rozwolnienie... wtedy..hmmm to ciężkie po prostu... Chorągiewki na śniegu wyglądały super! Zamierzam zrobić dokładnie takie same... i powtykać je na Łowickiej...aby uświadomić ludziom, którzy nie sprzątają po swoich psach, że robią bez sensu...i zmusić ich żeby się schylili i posprzątali. A co?! Odrobina społecznika inside :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz